Dlaczego słuchamy muzyki?

Czy często stawiamy sobie pytania w rodzaju: Dlaczego w ogóle słucham muzyki? Dlaczego słuchając tego utworu odczuwam większą przyjemność niż podczas słuchania innych? Co sprawia, że chętnie słucham piosenek właśnie tego wykonawcy, a kawałków innego wprost nie cierpię? 

Muzyka

Czy nasze muzyczne upodobania warto poddawać refleksji? Dlaczego nie? O gustach co prawda się nie dyskutuje, ale warto zastanawiać się nad powodami własnych muzycznych wyborów. Szukając ich, może znajdziemy wspólne cechy muzycznych upodobań wszystkich ludzi, a także wyjaśnienie, dlaczego tak wielu z nas i naszym przodkom, od kilku tysięcy lat, słuchanie muzyki i muzykowanie sprawia tak wielką radość. 

Nie pomylimy się twierdząc, że wszystkie utwory muzyczne, które znajdują swoich wielbicieli, mają zawsze regularny puls, ich dźwięki tworzą powtarzające się, odpowiednio długie jednostajne sekwencje taktów, dających się „wyliczyć”, na przykład na raz-dwa-trzy lub raz-dwa-trzy-cztery. Teoretycy mówią o metrum, czyli o rozłożeniu akcentów w określonym schemacie. „Utwór”, w którym nie daje się wyróżnić regularnego rytmu raczej nam się nie spodoba. 

Melodia nie może układać się zupełnie dowolnie. Sztuka komponowania to sztuka właściwego łączenia dźwięków, stanowiących główny motyw utworu i akompaniamentu, by obie te części składowe pasowały do siebie. Nad wszystkim czuwają reguły i tonacje – durowe lub molowe systemy, narzucające rygorystycznie, jak nuty mają układać się na pięciolinii, abyśmy ich nie klasyfikowali jako fałsz. Eksperymenty są tu dozwolona, a nawet wskazane, jednak każdy kompozytor, jeśli chce mieć naprawdę wielu oddanych słuchaczy, musi uważać, żeby się nie zagalopować. 

Trudna nauka o budowie i łączeniu melodii i akompaniamentu nosi nazwę harmonia, a słowo to nie przez przypadek oznacza także ład i porządek. Ład w muzyce oparty jest na hierarchiach i zależnościach - na tonach podstawowych, do których dźwiękowe przebiegi muszą zmierzać. Dla każdego ucha droga dźwięków tworzy opowieść, która wywołuje określone emocje, stwarza napięcia i oczekiwania. Dany utwór powinien wydawać się atrakcyjny: miły dla ucha albo wywołujący trudne do opisania emocje; zdziwienie, przerażenie, radość, patos, spokój.

To jednak nasze umysły dostarczają ostatecznych kryteriów jakości muzyki i dzięki temu, że te kryteria tworzą, potrafią dostosować się i docenić proponowane nowe kanony. To, czego chętnie słuchamy dzisiaj mogłoby brzmieć nieczysto pięćset lat wcześniej. Ta sama reguła może dotyczyć odbioru współczesnej muzyki w przyszłości.

Pierwsze badania w zakresie harmonii przypisywane są Pitagorasowi z Samos, który nie tylko przeprowadził dowód słynnego twierdzenia, ale też odkrył, że jednakowo napięte dwie struny, wykonane ze ścięgien wołowych (ewentualnie jelit baranich), o długościach pozostających ze sobą w stosunkach wyrażających się pewnymi niewielkimi liczbami naturalnymi dają przyjemne dla ucha brzmienia. 

Pitagoras

Pitagoras z Samos (VI. W. p.n.e.)
rzeźba na portalu katedry w Chartres (XIII w.), Francja

Pitagoras jako pierwszy doceniał fakt, że liczbowy opis zjawisk pomaga nam dostrzegać ich piękno. Zapewne w żadnej z dziedzin ten pogląd nie jest tak łatwy do potwierdzenia jak w muzyce, co nie oznacza, że dobrze znając się na harmonii, będziemy komponować wyłącznie przeboje. Pitagoras jednak, a za nim inni badacze fenomenu muzyki, matematyki i wszechświata, poszukiwali podobnych harmonii nie tylko wśród dźwięków, ale także wśród liczb i „sfer niebieskich”. Skojarzenia były proste: piękna muzyka – piękna natura – piękna nauka, czyli nauka oparta na liczbach i kształtach, a zatem piękna matematyka i inne dziedziny korzystające z jej teorii. Wielu znawców harmonii uważa ją za naukę pokrewną matematyce. 

Dziś nasze muzyczne uszy potrafią przyjąć jako miłe także takie proporcje długości strun, o których się starożytnym filozofom nie śniło. Eksperymenty w harmonii są interesujące, a ich efekty są często przedstawiane szerokiej publiczności. Utwór musi być ciekawy, oryginalny, pełen emocji, co dziwne – musi też… brzmieć znajomo. 

Podsumowując ten artykuł, który nie wyczerpał całej gamy zagadnień, a jedynie poruszył wybrane struny, zachęcając do głębszych refleksji, przytoczę przykład harmonicznego eksperymentu, spełniającego powyższe kryteria. Widzimy poniżej fragment niesamowitej aranżacji znanej melodii Amazing Grace, zaproponowanej przez Krzesimira Dębskiego.

Amazing Grace - nuty

Nie musimy się bardzo znać na muzyce, żeby dostrzec, że pojedyncze literki durowych (radosnych) tonacji, umieszczone nad taktami 1-6, zmieniają się w literki tonacji molowych (smutnych), obrastających skomplikowanymi „krzaczkami” cyfr, krzyżyków i bemoli, przez co czysto brzmiące akordy początkowego akompaniamentu przekształcają się w nieprzyjemne dla ucha zgrzyty przyprawiające o dreszcze. Kompozytor skontrastował to, co znane i przyjemne z tym, co niepokojące, niepożądane. Wszystko to po to, by wprowadzić odbiorców utworu, chcących rozkoszować się znaną melodią, w nagłą niepewność i lęk. 

Mnie bardzo podoba się ta kompozycja. Mam nadzieję, że niedługo będziemy mogli jej wszyscy posłuchać na płycie lub innym nośniku.

Marek Pisarski